odmleczarzy-baner
odmleczarzy-baner

Zanim ich poznaliśmy, wiedzieliśmy o nich niewiele…

Postanowiliśmy przekonać się, jak żyją na co dzień. To, co zobaczyliśmy, bardzo nas zaskoczyło.

Zatrzymaliśmy się nieopodal gospodarstwa. Z pastwiska dobiegało co jakiś czas leniwe muczenie krów. Mimo wczesnej pory obejście tętniło życiem. Pierwszą osobą, którą spotkaliśmy był Maciej, najmłodsze pokolenie mleczarzy w rodzinie.

 

Jak widzicie, poranki też mają swój urok!

 

– powitał nas z uśmiechem wskazując ręką na rozległą łąkę, na której mieniło się w rosie poranne słońce. Zapraszającym gestem pokierował nas w stronę mleczarni, jednocześnie opowiadając po drodze o tym, co najbardziej urzeka go w pracy mleczarza.

– Wszystko dzieje się w swoim tempie. Nie wolniej, nie szybciej. Po prostu. Niby proste, ale jest w tym coś magicznego, prawda? – zagadnął nas, gdy wchodziliśmy na podwórze mleczarni.

To, co zobaczyliśmy zrobiło na nas miłe wrażenie. Piękne zabudowania i dużo zieleni to pierwsze, co rzuciło nam się w oczy. Akurat trafiliśmy na przerwę. Mleczarze i mleczarki w radosnych grupkach gawędzili żywo, korzystając z uroków pięknego, letniego dnia.

Maciej podążył w stronę jednej z grupek, a my oczywiście razem z nim. Jego przyjaciele przywitali nas serdecznie, a jedna z mleczarek wróciła na chwilę do mleczarni, by za chwilę wrócić do nas z serkami waniliowymi.

No chyba nie wyobrażaliście sobie, że przyjdziecie do nas w gości i nie spróbujecie naszego legendarnego serka z krówką

 

– zwróciła się do nas, podając nam serki. zagaiła do nas, przedstawiając najstarszego z mleczarzy, legendę wśród koleżanek i kolegów.

 

– To Zosia, nic nie umknie jej uwadze. Osobiście sprawdza każdą partię produktów, zanim te wyjadą do sklepów – przedstawił nam koleżankę Maciek, a Zosia zawstydzona spojrzała na niego z udawaną dezaprobatą.

 

Uśmiechnęliśmy się na myśl, że nawet takie najdrobniejsze szczegóły są doglądane z taką dbałością. Zosia ośmielona przez Maćka
– Tam przy wejściu, to Marek. Pracuje tu od 40 lat. Na mleku to zna się jak mało kto, prawie wszyscy się od niego uczyliśmy. A jak chcecie się pośmiać, to żarty ma najlepsze – w tym momencie Marek pomachał do nas, jakby wiedział, że Zosia właśnie nam o nim opowiadała.

 

Gdy mleczarze kończyli przerwę i wracali do swoich zajęć, my udaliśmy się na spacer aby jeszcze przez chwilę podziwiać tutejszą przyrodę i celebrować ten powolny, niespieszny klimat. W otoczeniu zielonych pastwisk zjedliśmy z apetytem nasze serki, a gdy zbieraliśmy się do odjazdu, Maciek wyszedł żeby nas pożegnać.

 

– Szkoda, że byliście tak krótko, ale mam nadzieję, że mogliście chociaż trochę poczuć uroki mleczarskiego życia. Zawsze jesteście tu mile widziani! – powiedział, żegnając się z nami ciepło. A my już wtedy wiedzieliśmy, że na pewno będziemy tam wracać.